Wielki Brat. Leshan Budda, Sichuan

Jest taki wielki gość, który od wielu lat nic innego nie robi, tylko siedzi na tyłku i budzi podziw. Mowa o największym posągu Buddy na świecie, znajdującym się w mieście Leshan w Sichuanie.

Przebywałam w prowincji od dłuższego czasu, więc byłoby wielkim wstydem, gdybym nie wybrała się do typka w odwiedziny. Niestety jedyny wolny weekend, w którym ja i moi przyjaciele mogliśmy pozwolić sobie na wyjazd, okazał się ulewny. Myślałam, że szlag jasny mnie trafi, bo reaguję na deszcz tak samo jak koty na kąpiel, jednak udało mi się powrócić do strefy zen i cieszyć się z wycieczki.

Dla wszystkich przebywających w Chengdu Leshan jest świetną bazą wypadową. Dojazd tam zajmuje 2 godziny, więc jak na Chiny usytuowany jest stosunkowo blisko. W zasadzie niewiele pamiętam z samego dojazdu, ponieważ wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni po intensywnym tygodniu w Ya’anie i gdy tylko weszliśmy do autobusu, zmógł nas sen.

Pogoda pogorszyła się jak tylko dotarliśmy na miejsce. Zaopatrzeni w pelerynki (prawie) niewidki przeciwdeszczowe wyruszyliśmy na spotkanie z Wielkim Bratem. Ludzie z całego świata przyjeżdżają, aby zobaczyć Buddę z Leshan. Jadąc autobusem miejskim, zdziwiłam się, że wszystkie przystanki zapowiadano po chińsku, a przystanek do Buddy po angielsku.

Z posępnymi minami, przemoczeni od stóp do głów doczłapaliśmy się do kas biletowych. Spodziewałam się, naiwnie jak zwykle, że w taką pogodę nie będzie dużo ludzi. Oczywiście było odwrotnie. Z bolącym sercem zapłaciłam za bilet aż 90 RMB (ok. 45 zł) i ruszyłam ze znajomi zobaczyć to kultowe miejsce.

Zgadnijcie, jakie wrażenia.

Tak naprawdę to nic specjalnego. Leshan Budda tylko ładnie wygląda na zdjęciach. Wcale nie doświadczyłam efektu „wow!”. Chińczycy powiedzieli, że aby mieć szczęście, trzeba go złapać za ucho na zdjęciu [sic!]. Można było się wokół niego przejść schodami z góry na dół, uważając przy tym, aby się nie potknąć i nie stracić zębów. W pewnym momencie złapaliśmy się wszyscy za rączki jak dzieci i bez grymaszenia szliśmy ostrożnie jedno za drugim. Wyglądaliśmy jak smutne kundelki pozostawione na deszczu bez schronienia.

Kiedy już skończyliśmy go oglądać, stwierdziliśmy, że nie ma tam więcej co robić. Chinka, która nam towarzyszyła, powiedziała, że może zabrać nas do świątyni, gdzie dowiemy się czegoś o swojej przyszłości.

Miejsce wyglądało podejrzanie.

W środku znajdowało się przeszło 200 figur różnych buddów. 90% z nich miało okropny wyraz twarzy. Aby otrzymać wróżbę należało wybrać jeden posąg, który niewerbalnie do nas przemawiał. Następnie trzeba było dodać do swojego wieku cyfrę 1 i zacząć liczyć (obojętnie, w którą stronę) od wybranego buddy. Na jaką figurę wypadło, na taką bęc. Nie mam pojęcia, dlaczego cały proces przebiegał właśnie w taki sposób. Wtedy nie mówiłam jeszcze zbyt dobrze po chińsku, więc wyciągnięcie dodatkowych informacji od osób opiekujących się świątynią graniczyło z cudem.

Odetchnęłam z ulgą, bo mój budda wyglądał normalnie. Wróżba do niego przypisana okazała się pozytywna. Pamiętam ją do tej pory, ale więcej Wam nie zdradzę, bo mam wrażenie, że inaczej wszystko pryśnie jak bańka mydlana.

. W całym zdarzeniu było jednak coś magicznego. Każdy z nas usłyszał to, co w jakiś sposób go odzwierciedlało. Chociaż… może to był tylko przypadek?

leshan

leshan buddha

DSC03086

IMG_2589

Leshan Buddha Sichuan

IMG_2601

DSC01141

DSC01146

Podobne Wpisy

3 Komentarze

  1. Joanna mówi

    Na zdjęciach rzeczywiście wygląda imponująco 🙂

  2. Ula z prostoofinansach mówi

    Niesamowicie wygląda 🙂 Pomimo (a może dzięki niemu) podejrzanego miejsca, myślę, że zostawił Budda wiele wspomnień.

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.