Qingdao – co warto zwiedzić na miejscu?

Pierwszego dnia pogoda w Qingdao mi nie sprzyjała, tak jak czytaliście o tym w poście Qingdao – poczuć Niemczech w Chinach, na szczęście natura okazała się dla mnie łaskawa i kolejne dwa dni pięknie świeciło słońce. Nie było gorąco, tylko przyjemnie ciepło, delikatny wiatr – idealne warunki do dreptania tu i tam. Pierwsze co zrobiłam rano to zaopatrzyłam się w mapę. Lubię mapy papierowe,  gdzie wszystko mam ładnie wyrysowane i nie muszę nic wklepywać w komórkę tylko sobie ćwiczę orientację w terenie. Poza tym bardzo lubię długie spacery, więc przejście w ciągu dnia kilkunastu kilometrów nie jest dla mnie męczarnią. Szybko obrałam trasę do miejsc, które chciałam zwiedzić w Qingdao, spakowałam plecak i poszłam!

Muzeum Piwa Qingdao

Po pierwsze nienawidzę muzeów, nudzą mnie śmiertelnie i pewnie połowa osób mnie za to zlinczuje. Jednak Muzeum Piwa Qingdao było inne. Prowadzi do niego świetna Piwna Ulica, gdzie jest pełno barów z piwem wystawionym na zewnątrz. Wieczorem tworzy się tam unikalny klimat. Na szczycie samego Muzuem Piwa są postawione ogromne puszki piwa Tsigndao, więc wygląda to imponująco z zewnątrz. Wewnątrz natomiast można sobie kupić bilet na przykład z elektronicznym przewodnikiem bądź bez, a cena biletu rośnie w zależności od tego ile się piwa chce na miejscu posmakować. Piwo Tsingdao zaczęto produkować według niemieckiej receptury w 1903 roku. Jest jednym z najlepiej sprzedających się piw w Chinach. Czasami możecie je też zobaczyć w Biedronce w Polsce. Zauważyłam, że piwo, które pije się w prowincji Shandong – choć teoretycznie takie samo, smakuje lepiej niż w innych miejscach. Generalnie nie jestem jego fanką – jego najgorszy mankamentem jest brak smaku i konieczność chodzenia na siku średnio co 10 minut, bo jest niesamowicie moczopędne.

Muzeum Wina

Prowadzi do niego ulica Czerwonego Wina.  Jeżeli ktoś wpadnie na tak samo durny pomysł jak ja, żeby tam też zajrzeć, bo wygląda spoko z zewnątrz – nawołuję – nie idźcie tą drogą! Bilet kosztuje mniej więcej tyle samo, co do Muzeum Piwa, jednak to co ma do zaoferowania w środku to jest masakra. Chodzi się takim długim tunelem, ma się wrażenie jakby było się wewnątrz beczki. Nie ma okien, wszędzie poustawiane są stare manekiny, jakieś sztuczne winorośle i śmierdzi stęchlizną. Niby są tam jakieś źródełka w środku z Dionizosem, ale wszystko jest po prostu kiczowate. W cenie biletu jest też lampka wina do skosztowania, ale ja stwierdziłam po pół godzinie, że pierdziele ten interes i wychodzę, bo z tego zaduchu dostałam bólu głowy.

Świątynia Zhanshan

Świątynie w Chinach bardzo lubię, szczególnie te położone w parkach, czyli wręcz otulone przyrodą. Po śmierdzącym incydencie w Muzeum Wina, poszłam właśnie tam w ramach odskoczni.  Świątynia wzorowana była na architekturze z Dynastii Ming. Niestety w trakcie mojego pobytu była restaurowana, jednak dało się nią trochę oczy nacieszyć.

Budynek Huashi

Budynek sam w sobie jest malutki, trochę jakby w kształcie wieży, wzorowany na starej greckiej architekturze. Dawniej zamieszkiwany był przez arystokratę z Rosji, który sprzedał posesję brytyjskiemu biznesmenowi. Podobało mi się w tej części miasta, nie tyle względu na Huashi, co plażę i bliskość oceanu oraz portu. Mogłam sobie spokojnie spacerować i delektować się widokiem, tym bardziej, że nie było tam wcale tłoczno.

Singal Mountain Park

Pociachajcie mnie – nie wiem, jak to przetłumaczyć na polski nazwę parku, żeby brzmiała dobrze. Jest to na pewno miejsce godne polecenia, ze względu na krajobraz zapierający dech w piersiach. Na szczycie góry znajdują wieże z punktami widokowymi na miasto w 360 stopniach. Dookoła jest też mnóstwo ławeczek, gdzie można na spokojnie usiąść i wprowadzić się w odpowiedni nastrój. Jedno, niepozorne miejsce, a kryje w sobie całe piękno miasta Qingdao.

Most Zhan

Mówi się, że to najważniejsze miejsce do zobaczenia na mieście. Prawdę powiedziawszy jest to po prostu taki przyjemny deptak molo, rozciągający się do oceanu na około 400 metrów. Pierwszego dnia ze względu na aurę pogodową nie zwalił mnie z wrażenia, drugiego dnia było już znacznie lepiej.  Jest to most dosyć stary, wybudowany w 1891 roku, kiedy to Qingdao było jeszcze niewielką wioską rybacką.

Kościół Protestancki

Wybierając się tam ma się totalnie wrażenie chodzenia po jakimś europejskim skwerze. Oczywiście wokół pełno chińskich par pozujących do sesji ślubnej, żeby być cool i trendy jak na zachodzie. Kościół jest zadbany w środku. Co bardziej religijne osoby mogą być poirytowane Chińczykami robiącymi sobie selfie na tle Matki Boskiej. Z drugiej strony… większość z białych osób, również takie foty cyka, ale w chińskich świątyniach z Buddą.

Plac 4 Maja

Warto wybrać się tam wieczorem, kiedy wszystkie budynki są oświetlone i miejsce nabiera klimatu. Nazwa placu – jak nie trudno się domyślić, ma związek z wydarzeniami historycznymi. Na mocy Traktatu Wersalskiego Niemcy musiały oddać wszystkie swoje posiadłości w Chinach – łącznie z Qingdao – Japonii. Chińczycy się wkurzyli, bo nie przyznano im terytoriów, które do nich należały. W Pekinie w 1919 roku studenci wyszli na ulicę w ramach protestu, by Chiny nie podpisały postanowień Traktatu. Ostatecznie Chiny zadeklarowały koniec wojny z Niemcami w 1919 roku, jednak podpisały osobne porozumienie w 1921 roku. Pomnik w Qingdao na Placu 4 Maja upamiętnia te wydarzenia.

Qingdao – co zwiedzać?

Przede wszystkim należy tam wrzucić na luz. Cieszyć się architekturą oraz naturą. Pojeść owoce morza oraz napić się piwa. Opisane przeze mnie miejsca stanowią główne atrakcje do zobaczenia, jednak Qingdao ma do zaoferowania dużo więcej. Nie należy zapominać, że jest tam również mnóstwo ludzi z Korei, więc jeżeli ktoś pasjonuje się także kulturą Koreańczyków i lubi ich szamę na pewno coś dla siebie znajdzie. Na krótki wypad, na odskocznię to miasto jest na pewno godne polecenia.

Poczytajcie inne moje wpisy:

Podobne Wpisy

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.