W tył zwrot. Przystanek Guangzhou

Są takie poranki, kiedy człowiek się budzi i czuje, że czegoś zrobić nie powinien, ale przystaje na racjonalizm sytuacji.
Tak było ze mną.
3 lutego 2015.
Budzik nie zadzwonił.
Obudziłam się instynktowanie, rzucając na około “cholera jasna spóźnię się na pociąg”, po czym zrobiłam rzecz niemożliwą – spakowałam się w minutę. Wparowałam do pokoju Ajey wrzeszcząc na niego, dlaczego mnie nie obudził. Spojrzał na mnie jednym okiem mówiąc, że spokojnie zdążę i odprowadzi mnie na prom.
Chwilę później wyszliśmy z mieszkania.
Na każdym skrzyżowaniu mieliśmy czerwone światła, co doprowadzało mnie do szweskiej pasji, a gdy już wreszcie znalazłam się na terminalu z promem, moja karta Octopus nie chciała zadziałać i prom odpłynął beze mnie – musiałam czekać na następny.
– Zostań. Jest tyle pociągów do Guangzhou, że złapiesz sobie następny bez problemu.
– Ale mam już kupiony bilet, nie mogę go zwrócić, a moje konto bankowe nie przypomina Billa Gates’a. żeby sobie wydawać kasę jak mi się zachce. Nie stać mnie, żeby tu zostać.
– Ile kosztuje bilet?
– 150 yuanów.
– Za to mnie jeszcze stać, żeby ci zafundować nowy bilet. Masz gdzie spać, o jedzenie nie musisz się martwić, zostań jeszcze trochę.
– Nie zostanę, czeka na mnie hostka w Guangzhou.
– To powiesz, że nie zdążyłaś na pociąg.
Przypłynął nowy prom. Idę.
– Zostań mówię ci. Albo jedź na stację i kup nowy bilet, oddam ci pieniądze.
– Dziękuję za wszystko, na mnie już pora. Jak wrócę to będę.
Popłynęłam. Każda komórka w moim ciele mówiła mi, że źle robię. Coś pchało mnie, żeby wrócić. Jednak  uparłam się jak osioł i czekałam na pociąg.
Jeszcze na dworcu nerwowo sprawdzałam czas, który płynął niesamowicie wolno i do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy nie kupić nowego biletu.
Nagle zaczęłam płakać jak gwiazda opery mydlanej, zupełnie bez powodu. Wsiadałam do pociągu, napisałam do Ajey, że już jadę, odesłał mi krótkie ,,stay beautiful” i już.
Z Hong Kongu do Guangzhou szybkim pociągiem jedzie się tylko 2 godziny.
Moja hostka wysłała mi wiadomość, że możemy się spotkać o 18.30 i odbierze mnie ze stacji metra, a potem zabierze do domu. Chwilę pochodziłam po mieście, później usiadłam w kawiarni, założyłam fun page na facebook’u – i tak powstał Chocapic.
Przyjechałam na wcześniej umówioną stację metra i czekałam.
Czekałam i czekałam
15 minut – jej nie było.
20 minut – nadal się nie pojawiła.
Dzwoniłam pisałam – zero odpowiedzi.
Poczekałam jeszcze 20 minut – i byłam w kropce.
Co tu zrobić teraz, myślałam.
Już zaczęłam układać plan, że złapię gdzieś Internet i zabookuję hostel, aż tu nagle dostaje wiadomość od innej dziewczyny z Guangzhou, z którą miałam się spotkać tak po prostu na obiad następnego dnia.
– Hej, gdzie jesteś?
– Na stacji metra, hostka mnie wystawiła do wiatru, nie wiem co robić.
– Nie martw się, ja cię przenocuję! Mamy w domu specjalny pokój dla gości!
Przetransportowałam się wieczorem na drugi koniec miasta, zajęło mi to z 1,5 h, bo Guangzhou to wielka metropolia.
Czekała na mnie miła Chinka Kathy. Zabrała mnie na kolację i do siebie do domu.
Przed snem napisałam tylko krótką wiadomość do Ajey, co się stało, odpisał mi coś w stylu: ,,a nie mówiłem?!” i powiedział, że mam jutro rano wrócić. Ja byłam upartą kozą i powiedziałam, że skoro już tu przyjechałam to zostanę.
Po paru godzinach odezwała się moja hostka, że miała pilną sytuację w pracy i zapomniała mnie poinformować.
To super. Cisnęło mi się na język, że się teraz może wypchać. Grzecznie jej uświadomiłam, że nocuje mnie ktoś inny.
Następnego dnia Kathy przed pracą zabrała mnie na Shamian Island. Poszłyśmy razem na kantońskie jedzenie, które szczerze uwielbiam, a następnie ja udałam się zobaczyć Muzeum Guandongu.
Generalnie muzea wszelkiej maści strasznie mnie nudzą, ale to było ogromne i ciekawe, więc spędziłam w nim dobre cztery godziny, a wieczorem Kathy po mnie przyjechała i zabrała na kolację.
Koło 21.00 kiedy bawiłyśmy się w najlepsze niedaleko Wieży Kanton, dostałam wiadomość od Ajey:
,,Znalazłem w szufladzie kartkę od ciebie z bransoletką i podziękowaniem. Pusto tu bez ciebie.”
Nagle wpadłam na genialny pomysł, że jednak wrócę do Hong Kongu na jeden dzień, zobaczyć to, czego nie zdążyłam i pogadać z przyjacielem.
Kathy zawtórowała i powiedziała, że jak przyjadę z powrotem wieczorem weźmie mnie na rejs po rzecze Perłowej.
5 lutego udałam się rano na dworzec, żeby złapać pierwszy pociąg do Hong Kongu. Jak zajechałam bilety na szybki pociąg zostały wyprzedane. Zaczepiła mnie Chinka, którą koleżanka wystawiła  do wiatru i odsprzedała mi jeden bilet.
Alleluja.
Cała w skowronkach dojechałam na miejsce, Ajey czekał na mnie w porcie. Chodziliśmy sobie uliczkami, w między czasie zostawiałam wszędzie moje achy i ochy, a gdy w końcu usiedliśmy, wziął moje dłonie i zaczął z nich czytać. Powiedział takie rzeczy, o których prawa nie miał wiedzieć nikt poza mną samą.
“Linie na lewej dłoni, to te z którymi się rodzisz. Mają obrazować twoje przeznaczenie. Linie na prawej dłoni obrazują to, co będzie, ale one się ciągle zmieniają tak, jak zmieniasz się ty. Kiedyś czytałem z dłoni kobiet około 80 roku życia i wszystkie były zdumione, bo opowiadałem to, co przeżyły. Z reguły linie na prawej dłoni są podobne do lewej, zmiany nie są aż tak znaczące, jednak twoje są zupełnie różne i bardzo rzadko mam do czynienia z czymś takim. Zarówno na jednej i drugiej dłoni można u ciebie zobaczyć, że wcale nie potrzebujesz ludzi dookoła, żeby czuć się ze sobą dobrze. Najlepiej spędzasz czas w samotności. Z takimi cechami aż niemożliwe, że jesteś z Polski”.
O 18.00 byłam już w pociągu z powrotem do Guangzhou – tym razem bez poczucia, że zostawiam coś ważnego, ale ze spokojnym duchem, że kolejny rozdział już za mną.
Kathy czekała na mnie na dworcu, w pośpiechu złapałyśmy autobus miejski, żeby przesiąść się później na łódź i powzdychać do Guangzhou nocą.
Choć strasznie wiało i było mi zimno, cieszyłam się, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Kolejne miejsce na mapie – zaliczone.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podobne Wpisy

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.