Taroko – najpiękniejszy Park Narodowy na Tajwanie

Ja mam tak – czasami kupię bilety do jakieś destynacji, a potem dopiero zastanawiam się, co dane miejsce ma mi do zaoferowania. Trochę to bywa kłopotliwe, jak ma się niezwykle niewiele czasu, by wszystko zobaczyć. Szykując się na Tajwan nie wyobrażałam sobie,że mogę pominąć Taroko, czyli absolutnie piękny park narodowy. Czy warto tam się wybrać? No jasne! Tym bardziej, że wstęp do niego jest … za darmo!

Autostopem z Jiufen do Hualien

Chociaż miałam z moim towarzyszem podróży Marc’iem kawał trasy do pokonania autostopem – nie spieszyło nam się. Dzień był dosyć rześki, ogarnęliśmy kwaterę w Jiufen i wyruszyliśmy złapać autobus, który miał nas podwieźć do autostrady. Niestety jedyny autobus jaki jechał, mógł nas zawieźć jedynie do połowy drogi, a potem trzeba było spacerkiem przejść około 6 km. Nie przeszkadzało nam to. Mżawka kapała na głowy, wszystko ciągle pozostawało w uśpieniu. Żadnych ludzi dookoła. Tylko my i góry. Pięknie to wszystko wyglądało, takie budzące się powoli do życia otoczenie. Jedno zostawiliśmy za sobą, czekało na nas coś nowego, a ja nie bałam się wcale. Gdy dotarliśmy do autostrady, spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Marc był łapaczem, a ja gawędziarzem. Łapanie samochodów przychodziło nam z dziecięcą łatwością. My nie wybrzydzaliśmy, braliśmy co się pierwsze zatrzymało i w drogę.

Pierwszy samochód należał do trenera piłki nożnej. Mógł nas zabrać ze sobą tylko 20 km. Był to dosyć śmieszny koleś, trochę z nim porozmawiałam o Lewandowskim. Ciągle też spoglądałam w okno, bo trasa autostrady wokół zachodniego wybrzeża wygląda bajecznie. Różnorodne skały, wzburzony ocean.  Trener wysadził nas w niewielkiej wiosce, a my musieliśmy łapać dalej coś innego. Kolejny samochód należał do rybaka – miał na sobie jeszcze kalosze, w bagażniku siatki i wędki i inne duperele. Mało miejsca w środku, ale jakoś żeśmy się oboje zmieścili. Rybak zabrał nas do Fulong i ponieważ zaczęło mocno padać wysadził nas na dworcu kolejowym, namawiając, żebyśmy jednak jechali pociągiem do Hualien. Podziękowaliśmy, ale nie skorzystaliśmy.

Marc zgłodniał, więc weszliśmy do małej knajpki przy dworcu. Nie powiedzieliśmy nic. Była tam babka, która szykowała lunchbox. Jak już wszystkiego nakładła do pudełka, spojrzała się na Marca, dała mu posiłek i zapytała czy chce jeszcze jeden. Trochę zdębieliśmy, jedno na drugie się patrzyło zdumione, czy czegoś nie przeoczyliśmy, ale nie. Taka miła starsza kobicina. Poszłam z przezorności sprawdzić pociąg, ale dopiero odjeżdżał dopiero za godzinę. “Możemy tu siedzieć i czekać albo iść łapać następny samochód. Zrobimy jak ty chcesz, ale moje zdanie znasz.” – powiedział do mnie Marc, a ja przytaknęłam.

Nie do końca nam się poszczęściło

Poszliśmy sobie dzieci słońca najpierw na tajwańską bubble tea. Spojrzeliśmy na mapę. Byliśmy oddaleni od Hualien mniej więcej 2.5 godziny drogi of Fulong. Mieliśmy dwie opcje – wybrać główną drogę na północ bez żadnych widoków bądź poboczną ciągnącą się wzdłuż oceanu. Wybraliśmy poboczną. Niestety… nie było tam prawie samochodów, a czas naglił. Zatrzymało się kilka osób, pomogli nam się przemieścić niewiele kilometrów dalej. W tym matka prowadząca samochód z dzieckiem przy cycku. Wyznaczyliśmy sobie deadline czasowy, bo musieliśmy się dostać do Hualian jak najszybciej. Niestety ten wybił, a my potulnie daliśmy się odwieźć jednemu z Tajwańczyków na najbliższy dworzec.

Jak dostać się z Hualian do Taroko?

Opcji jest kilka. Można dojechać tam lokalnym autobusem bądź pociągiem. My wynajęliśmy skuter na 24h – koszt 500 dolarów tajwańskich. Aby wynająć skuter należy mieć międzynarodową licencję, na szczęście Marc takową posiadał. Powiem szczerze, że w Chinach nikt jej nie sprawdza. Najpierw zameldowaliśmy się w hotelu – i tu zdziwko – za to, że ich ocenimy po pobycie przydzielili nam pokój VIP. Potem udaliśmy się do Taroko. Trasa bardzo prosta – ok. 40 km. Im bliżej Taroko tym większy chłód się odczuwało. Oboje chcieliśmy zamarznąć. Mimo wszystko była to dużo lepsza opcja, bo mogliśmy sprawnie przemieszczać się po parku nie oglądając się na innych.

Taroko – co ma do zaoferowania jako park narodowy?

Uwielbiam parki narodowe. Moim numerem jeden jest Jiuzhaigou w Chinach, ale i Taroko mnie zachwyciło.  Taroko jest ogromne, bardzo zielone, doskonałe. Jeden dzień w nim nie wystarczy, ale my nie mieliśmy więcej czasu. Marc był tam już pięć razy, więc wiedział jak się poruszać i co mi pokazać. Jest tam całe mnóstwo szlaków do pieszych wędrówek między wodospadami, skałami, lasem. Wszystko obtulone górami. Jest pełno różnych mostów dokoła, można się tam cudownie zgubić.  Nie będę Was zasypywać nazwami konkretnych miejsc w parku, obejrzyjcie zdjęcia i zbierajcie na bilet na Tajwan.

Możecie chcecie obejrzeć inne miejsca na Tajwanie?

Podobne Wpisy

1 Komentarz

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.