Daleko od noszy
Wchodzę do budynku na zasadzie przyszła baba do lekarza. Niestety nic nie przypominało wnętrza serialu ,,Szpital” z TVN. Nie było nawet doktora Kotowicza, doktor Anny, ani nikogo z najlepszej przychodni w Polsce z Grabiny (,,M jak miłość”). O chińskim odpowiedniku doktora House’a to już w ogóle mogłam zapomnieć. Poszłam do pielęgniarki, mówię jej, że jestem przeziębiona, gdzie mam iść do lekarza. Ta mnie wypytuje o historię choroby.
A chust z tym.
Zlazłam.
To jest właśnie to, czego w Chinach nie lubię. Takie wszechobecne “brudno to brudno, muchy latają koło mięsa to latają, jakoś żyć trzeba, dopóki mamy co jeść i gdzie spać, mamy to w d..”.
Najgorsze jest to, że sama zaczynam przejmować od nich te zachowania.
I nie wiem, naprawdę nie wiem, jak ja wrócę mentalnie do Polski.