Halo, Rosja! Przystanek Nha Trang

23 stycznia wczesnym rankiem wyruszyłam na stację kolejową w Hue, żeby stamtąd pojechać do miejscowości Nha Trang. Przejazd miał mi zająć około 12h, co oznaczało, że w Nha Trang miałam pojawić się późnym wieczorem.
Niestety pociąg się spóźniał, było dosyć ciepło, trochę mnie brały nerwy. Po jakiś 30 minutach czekania na transport, podeszła do mnie grupa Wietnamczyków koło 60 i zaczęliśmy rozmawiać. Pytali się mnie skąd jestem, na co ja, że z Polski, na co oni z kolei: tu musi być tam teraz bardzo zimno.
W końcu pociąg nadjechał jakieś 1,5h spóźniony, co w Wietnamie jest całkiem normalne. Usadowiłam się na swojej kuszetce, rozłożyłam z mapami, książkami i tak całe kilkanaście godzin przejechałam, ucząc się rozkładu dróg oraz planując.
W Nha Trang pojawiłam się po 22.00, tradycyjnie wzięłam taksówkę, bo hotel miał być niedaleko. Zameldowałam się w pokoju jednoosobowym aż za 5 dolarów, włączyłam komputer, żeby mój przyjaciel naprawił mi go zdalnie.  Chwilę popatrzyłam jak grzebie mi na pulpicie, poszłam się wyszorować, a kiedy skończyłam wszystko było zrobione. Naprawdę mamy wielkiego farta, żyjąc w XXI wieku, gdzie świat to raptem zasięg łącza Internetowego.
***
24 stycznia się wymeldowałam, zostawiłam rzeczy w recepcji i poszłam zwiedzać miasto.
W sumie ,,zwiedzać” to trochę za dużo powiedziane, bo przyjechałam do Nha Trang trochę naładować energię na plaży. Ze zdumieniem spostrzegłam, że wszystko w Nha Trang było przyszykowane pod Rosjan, rosyjskie szyldy, menu, Wietnamczycy mówiący po rosyjsku…
O mamo.
Przez chwilę pomyślałam, że coś mi się w głowie poprzewracało od słońca i pomyliłam miejscowości.
To trochę przerażające jak Wietnam podporządkowuje się turystom, przez co traci na swojej autentyczności. Co to za frajda idąc do wietnamskiej knajpy,żeby zjeść lokalne jedzenie i zastając tam jakieś rosyjskie pielmieni.
Dlatego często jadam na ulicy, jak wiadomo z różnym skutkiem dla żołądka.
Dotarłam na plażę w Nha Trang, która była bardzo ładna, choć myślę, że nasze bałtyckie wcale nie są dużo gorsze.
Rozłożyłam się na piachu, oczywiście zaraz obok Rosjan, nasłuchując co ciekawego mają do powiedzenia. Niestety konwersacja była stosunkowo nudna.
Po południu zadowolona z siebie, że mogę się poczuć jak na wakacjach w lipcu, przeszłam się zobaczyć Chanh Quang Pagodę. Niedaleko pagody bawiła się grupka wietnamskich nastolatków, wypuszczając raz po raz wodne rakiety, dosyć nieudolnie. Kiedy wreszcie im się udało, przyklaskałam im, na co oni mi zaczęli machać rękoma z radości.
Pod wieczór wróciłam do hotelu, pozwolono mi wziąć prysznic przed podróżą, później sobie usiadłam na kanapie, oglądałam wietnamską telewizję i czekałam na pociąg.
Znudziłam się dosyć szybko, a recepcjonista Wietnamczyk też nie był zbyt zajęty, bo oglądał seriale na youtubie, więc poszłam sobie do niego pogadać.
Niestety jego angielski przypominał gorszą wersję: ,,ja być Kali”. We mnie odezwał się duch nauczycielki, więc w trakcie rozmowy go trochę poduczyłam. Nawet mnie polubił, bo przyniósł mi stos owoców, których nigdy w życiu wcześniej na oczy nie widziałam, ale kto nie ryzykuje ten nie je. (taka moja nowa maksyma).
Tradycyjnie padło pytanie: Dlaczego podróżujesz sama?
Weź coś człowieku odpowiedz innego niż ” bo lubię”.
Pooglądałam z nim dalej te seriale na youtubie, nie rozumiejąc ni w ząb, ale on się śmiał, więc musiały być w jakimś stopniu zabawne.
Przyszła na mnie pora, ruszyłam do wyjścia, po czym mnie zatrzymał i zadzwonił po taksówkę. Miły gest. Przynajmniej nie musiałam się wykłócać o cenę.
Na dworcu doczepiła się do mnie jakaś rosyjska rodzinna. Jeden facet, widać głowa tej rodziny, patrzy na mój plecak, do którego  w torbie była doczepiona kurtka zimowa i koc i z szyderczym tonem pyta się mnie:
– Pół hotelu ze sobą zabrałaś?
– To są moje rzeczy potrzebne na dwa miesiące podróży – odpowiadam ze spokojem.
– To gdzie jedziesz dalej?
– Do Kambodży, a później wracam do Chin.
– A po co do Chin?
– Tam studiuję. – mówię przez zęby.
– A tu gdzie się zatrzymałaś? Bo MY w TAKIM DROGIM hotelu. TYLE PIENIĘDZY trzeba wydać za jedną noc, ale warto. – zaczął się popisywać
– Ja nie przyjechałam do hotelu na wakacje, tylko zobaczyć miasto. Mój był tani i wygodny. – odwróciłam się na pięcie i poszłam.
Po 22.00 załapałam pociąg do Honchiminh.

 

 

 

 

 

 

 

 

N

 

 

 

Podobne Wpisy

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.