Angkor Wat. Przystanek Siem Reap

Wieczorem 28 stycznia rodzice Johnny’ego zawieźli nas na przystanek autobusowy, skąd mieliśmy wziąć sypialny autobus do Siem Reap.
Została nam jeszcze godzina czasu do odjazdu, więc oddaliliśmy się od dworca, żeby się przejść.
Usiedliśmy sobie na ławce niedaleko kompleksu pałacowego. Wszystko było w porządku do czasu, kiedy coraz więcej typków zaczęło się koło nas kręcić.
Jeden menel gadał do mnie po angielsku, udawałam, że nie rozumiem.  Później krążył niedaleko nas i ciągle na mnie zerkał.
Johnny napisał mi w telefonie, żebyśmy poszli do jakiegoś sklepu, bo ten facet miał wielką ochotę coś mi podebrać, a i on też nie czuł się bezpiecznie.
Poszliśmy do miejscowej lodziarni i siedzieliśmy tam do odjazdu autobusu.
To była moja pierwsza podróż sypialnym autobusem i prawdę powiedziawszy mam nadzieję, że ostatnia. Nie było to zbyt komfortowe doświadczenie.
W środku panował ścisk. Bardzo się cieszyłam, że Johnny jechał ze mną, ponieważ pasażerowie leżeli koło siebie bardzo blisko, łatwo byłoby coś ukraść, a ja czułabym dyskomfort mając koło siebie jakąś obcą osobę.
Zajechaliśmy do Siem Reap około 6 rano, zmęczeni i obolali po ciasnocie. Złapaliśmy tuk tuka do hostelu. Poranek był bardzo chłodny, ja czułam się niezbyt dobrze, ale zwaliłam to na niewygodną jazdę autobusem.
Johnny zapłacił za hostel, mówiąc, że on i jego rodzina uznała, iż wydałam już wystarczająco dużo, aby go odwiedzić, więc chcą mnie odciążyć. Miły gest. Zamówiliśmy tuk tuka na 8 rano, żeby nas zabrał do Angkor Wat. W międzyczasie poszliśmy na śniadanie.
Nie wiedzieć czemu, czułam się coraz słabiej i wcale nie miałam ochoty na jedzenie. Wmusiłam w siebie naleśnika, czując, że jest mi niedobrze, ale powtarzałam sobie w duchu, że to minie.
Wróciliśmy do hostelu.
Przykra niespodzianka.
Okazało się, że dostałam grypę jelitową.
To był chyba najgorszy moment w życiu na chorobę.
Człowiek przyjeżdża do Kambodży, zobaczyć największy kompleks świątyń na świecie, a tu ciało płata figla.
Wyszłam jak duch z toalety, mówię do Johnny’ego : odwołaj tuk tuka, nie dam rady teraz jechać.
Zrozumiał.
To jest naprawdę mega przykre, człowiek czuje się zupełnie bezradny. Mój przyjaciel przyjechał ze mną specjalnie na jeden dzień do Siem Reap, żebym nie musiała zwiedzać sama Angkor Wat, jutro miał wracać. Ja nie wiedziałam, kiedy to cholerstwo mi przejdzie.
Uzbroiłam się w antybiotyk, który przezornie zabrałam ze sobą w podróż i Coca Colę.
Odczekałam koło 2 h, żeby leki zaczęły działać.  Trochę było mi lepiej, więc kazałam zamówić tuk tuka jeszcze raz.
Pojechaliśmy.
Upał, jakieś 40 stopni w słońcu, zero cienia.
Ja biedna z gorączką i mdłościami.
Stwierdziłam, że no trudno.
Najwyżej będę pierwszą Polką w historii, która niechcący zwymiotuje na Angkor Wat.
Trzeba było przyznać, że Angkor Wat to jedno z tych miejsc na świecie, które człowiek musi zobaczyć.
To było coś przepięknego, majestatycznego i zapierającego dech w piersiach.
Można było wykupić pakiet jedno, dwu lub nawet do tygodnia zwiedzania świątyń, ponieważ to był ogromny kompleks.
Ja wzięłam jednodniowy, Johnny jako mieszkaniec Kambodży miał wejście za darmo.
My zwiedziliśmy tylko cztery świątynie, ponieważ nie dałam rady fizycznie tego znieść.
Przy okazji czystym przypadkiem spotkałam dwóch Holendrów, którzy razem ze mną jechali z Wietnamu do Kambodży.
Johnny porobił mi sporo zdjęć, jednak na każdym moja mina wyrażała przechodzenie przez mękę.
Spędziliśmy w Angkor Wat niestety tylko 4 godziny.
Bardzo żałuję, że tak krótko.
Jeszcze dodatkowo straciłam szansę przejażdżki na słoniu, ponieważ w Angkor Wat jest specjalna strefa, gdzie można to zrobić.
Nie można mieć wszystkiego.
Cóż. Zakładam, że będę długo żyć i jeszcze do Kambodży wrócę, więc nadrobię to, co straciłam.
Po południu Johnny zaopatrzył mnie w banany, żeby nie być na głodniaka i poszliśmy do apteki, bo chciałam kupić coś przeciwbólowego i probiotyk. Farmaceutka zaśpiewała : 18 dolarów poproszę.
Oczy mi się zaświeciły.
W Polsce zapłaciłabym max 20 zł.
A tu taki rozbój w biały dzień.
Całe popołudnie odpoczywałam, wieczorem poszliśmy na nocny market. Johnny kupił koszulkę dla naszego wspólnego przyjaciela, z którym miałam się zobaczyć w lutym. Tak oto skończył się dzień.
Następnego dnia rano zeszłam do recepcji pożegnać się z moim przyjacielem. Nadal było mi strasznie przykro, że nie wszystko wyszło tak jakbym chciała. Wyściskałam go i powiedziałam, że teraz jego kolej na odwiedziny.
Cały dzień spędziłam w łóżku, dając ciału odpocząć i przygotowując się psychicznie na lot do Hong Kongu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podobne Wpisy

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.