Nauczyciel w Chinach

Pamiętam jak przyjechałam do Chengdu w sierpniu mówiłam sobie, że znajdę pracę, odłożę trochę ze stypendium na podróże i generalnie plan był taki, żeby nie pracować więcej niż 4 godziny tygodniowo.
Dobre sobie.
Rzeczywistość szybko się zweryfikowała.
Całe moje stypendium idzie na utrzymanie, a na inne potrzeby muszę mieć swoje zaskórniaki.
I tutaj zaczyna się historia jak biała twarz może sobie dorobić w Chinach na nauce angielskiego.
Nie szukałam pracy w Chengdu w takim sensie, że nie wysyłałam nigdzie CV ani nie wydzwaniałam. Praca znalazła mnie sama. Za pierwszym razem pracownicy jednej szkoły językowej stali po prostu przed bramą akademika szukając nauczycieli. Pojechałam do ich siedziby, wydali mi się przesłodzeni, na  dodatek przeszkadzał mi kontrakt z idiotycznym systemem kar i to, że bym musiała jeździć po całym mieście i uczyć w kawiarniach, żeby uniknąć pytań policji.
Dałam im czerwoną kartkę.
Pewnego deszczowego dnia, kiedy wracałam ze stołówki ze zwieszoną głową, mając jeden z tych głupich dni pod tytułem ,,moje życie jest bezsensu” zostałam zaczepiona przez Chinkę jadącą na motorowerze. Powiedziała, że uczy angielskiego w szkole podstawowej i szukają nauczyciela. Nie obchodziło jej moje wykształcenie ani to skąd jestem. Chciała mi pokazać szkołę, gdzie uczy i wsadziła mnie na ten motorower. Ja zupełnie jak dziecko słońca pojechałam z nią, totalnie ufnie, chociaż mogła mnie wywieźć na drugi koniec miasta i zostawić.
Okazało się, że ta szkoła faktycznie istnieje i jest nawet całkiem przyjemna. Zgodziłam się przychodzić na początku raz w tygodniu za bardzo dobrą stawkę.
Jednak po czasie stwierdziłam, że jedna godzina w tygodniu to za mało. Zaczęłam się rozglądać dalej. Chinka, która mnie przyprowadziła do szkoły, załatwiła mi pracę dodatkowo w soboty wieczorem i w przedszkolu raz w tygodniu.
A jednak ciągle był niedosyt.
I tak wylądowałam w szkole językowej Hampson – największej w Chinach. Tym razem przez kolegę, który mnie zwerbował. Mam tam zajęcia jeden na jeden zarówno z dziećmi jak i dorosłymi.
I tak zamiast 4 godzin tygodniowo zrobiło się 10 -12h.
Czasami mam dosyć.  Pieniądze nie są dla mnie celem w takim sensie, żeby je mieć i czuć się dobrze. To jest coś wirtualnego, co pozwala mi spełnić marzenie.

 

Zapisz

Podobne Wpisy

2 Komentarze

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.