Życie obcokrajowca w Chinach

Często słyszę od ludzi, że muszę być odważna, skoro żyję w tak różnym kulturowo kraju. Wszystko inne – zachowania, jedzenie, język… Jasne, do pewnego stopnia jest to odwaga. To wszystko się odczuwa. Trzeba nieraz zacisnąć zęby, zwyzywać wszystkich dookoła w myślach i dalej robić swoje. Wiele rzeczy przeszkadza, ale jeszcze więcej sprawia, że czasem człowiek czuje się tutaj jak pączek w maśle. Dzisiaj opowiem Wam, jak naprawdę wygląda życie codzienne obcokrajowca w Chinach. Przekonacie się sami, ile w tym wszystkim odwagi, a ile wygody.

Jak bardzo komfortowo jest w Chinach?

Gdy wychodzę z mieszkania, w moim najbliższym otoczeniu nie przekraczającym 200–300 metrów mam bank, pocztę, supermarket, trylion restauracji, małe ryneczki z warzywami, rowery miejskie, metro, policję, a nawet przychodnię! Produkty lokalne są tutaj bardzo tanie (za wyjątkiem owoców), więc gdy gotuję sama, wydaję na zakupy ok. 30 zł, a jedzenia starcza na 2–3 dni dla mnie i mojej współlokatorki. Jestem człowiekiem, który lubuje się w warzywach i różnych przyprawach, więc w Chinach mam ogromny wybór łakoci. Miewam też dni, kiedy nic mi się nie chce, nawet ruszyć tyłka na zewnątrz na pięć minut – wtedy zamawiam jedzenie do domu. Koszt jest śmieszny, a wilk syty i owca cała.

Nie za bardzo przejmuję się swoim wyglądem. W Europie ciągle mam gdzieś tam z tyłu głowy stres, że gdy raz pójdę na miasto nieumalowana i nieubrana, zaraz wszyscy będą mnie wytykać palcami. W Chinach? Często wychodzę w piżamie po zakupy, tj. zjeżdżam windą na dół i idę aż 10 metrów kupić sobie parowaną bułę. Nikt się nie przejmuje wyglądem. Ile razy widziałam stare babeczki sprzątające ulice w miniówce i szpilkach. Wolnoć, Tomku, w swoim domku.

A co jeśli zachce mi się zachodniego jedzenia?

Mówisz, masz. Produkty z importu są dostępne w każdym większym supermarkecie. Oczywiście kosztują odpowiednio drożej. Obcokrajowcy z roku na rok otwierają coraz więcej knajp i barów, gdzie można dostać normalne, zachodnie posiłki. W Chengdu mamy co najmniej kilkanaście barów z piwem, w tym mój ulubiony Irish Pub, cukiernie (m.in. Johnny 5 – to gość, który robi najlepsze pączki i serniki na świecie), amerykańskie barbecue, czyli Iron Pig i wiele, wiele, wieeele innych. Palce lizać.

Co z życiem nocnym?

Jest tutaj barwnie i kolorowo. Miasto nigdy nie śpi. Wieczorem można dostać pyszne uliczne jedzenie, co jest szczególnie istotne, gdy wraca się na głodniaka do domu. W Chengdu jest wiele klubów – zwłaszcza w miejscu zwanym Lan Kwai Fang czy Polly Center. Obcokrajowcy często dostają alkohol za darmo, każdy każdego zna, więc gdy wychodzi się na miasto samemu, nigdy się samemu nie bawi. Jedne z najbardziej popularnych klubów tutaj to Jelly Fish, Space, Cago i Propaganda. Jeżeli człowiek chce potańczyć i napić się czegoś szczególnie dobrego, jest nowa miejscówka zwana Revolution Coctails. Chengdu słynie z tego, że jest tutaj mnóstwo homoseksualistów, więc bardzo często są organizowane tzw. Pride Nights, gdzie można popatrzeć na różnego rodzaju show i zabawy dla gejów, a najlepsze, że to wcale nie jest nie na miejscu, tylko człowiek naprawdę się z nimi świetnie bawi.

Zdrowy styl życia w Chinach?

Siłowni, ośrodków SPA, masaży i studiów tanecznych tutaj nie brakuje. Online można kupić sprzęt sportowy za niewielkie pieniądze. Ja mam w domu trampolinę i różnego rodzaju hantle kupione w chińskich Internetach. Łatwo tutaj wyrobić sobie nawyk jedzenia o ustalonych porach, ponieważ Chińczycy jedzą posiłki trzy razy dziennie – szybkie śniadanie koło 8:00, potem obowiązkowa przerwa na lunch o 12:00 i obiad o 18:00. W międzyczasie popija się herbatę z jojobą i jagodami goji, które są tutaj bardzo tanie, i podjada zdrowe przekąski takie jak orzechy, słonecznik czy prażone pestki melona. Jedyny minus to obrzydliwy smog i chodzenie w masce na zewnątrz.

Co z transportem?

W mieście nie ma z nim żadnego problemu. Jest metro, wiele autobusów, riksze, taksówki, często zamawia się kierowcę przez aplikację UBER albo chińskie Didi. Ostatnio modne zrobiły się miejskie rowery. Często kiedy się spieszę i nie chcę stać pół życia w korku, macham łapką i podjeżdża jakiś chińczyk na motorze, który za umówioną kwotę podwozi mnie na miejsce. Sieć kolei w Chinach jest gigantyczna, lotów wewnątrzkrajowych pełno, więc przemieszczanie się to pestka.

Skoro jest tak cacy, to jakie pułapki czekają na obcokrajowców w Chinach?

Przede wszystkim wizowe. Z roku na rok coraz trudniej dostać wizę pracowniczą. Większość z nas tutaj jest na wizach studenckich bądź biznesowych. Ciągle słyszy się o nowych regulacjach prawnych zabraniających obcokrajowcom wykonywanie określonych zawodów bez tysiąca dokumentów. Rząd chiński od czasu do czasu zamieszcza w Internecie informacje o ilości przyjezdnych, których wsadzili do więzienia za nielegalną pracę, ale że mieszkamy w kraju komunistycznym (łatwo tutaj o tym zapomnieć), jest to z reguły zwykły straszak.

Im cwańszy obcokrajowiec, tym lepiej zarabia. Tutaj wynagrodzenie otrzymuje się kilkukrotnie wyższe niż w Europie czy w Stanach. Człowiek przyzwyczaja się, że ma pełny portfel, nie jest specjalnie zestresowany, bo stać go na wszystko, czego potrzebuje. Czego by nie chciał, ma pod nosem, może sobie pofrunąć na wakacje na Filipiny czy do Tajlandii, nie wydając przy tym prawie nic. Łatwo wpaść w pułapkę takiego narcyzmu, przyzwyczaić się do jednej profesji, przestać rozwijać, a po jakimś czasie… nie mieć z czym wrócić do siebie do kraju. I nie mówię tutaj o dorobku pieniężnym, ale intelektualnym. Nie ma się samemu nic do zaoferowania, bo człowiek zrobił się wewnętrznie zbyt wygodny.

I to jest to, co mnie najbardziej rozdziera od środka. Moja miłość do Chin i bardzo fajne życie, choć z dala od rodziny, a powrót do domu i ręka w nocniku, choć bliskich ma się przy sobie. A wy jak się na to zapatrujecie? Dajcie znać!

Zobaczcie moje inne posty:

 

Zapisz

Podobne Wpisy

3 Komentarze

  1. Angelika i Monika (Candy Pandas) mówi

    Tak, do takiego wygodnickiego życia bardzo łatwo się przyzwyczaić i żyć chwilą ale w końcu przyjdzie ten moment kiedy trzeba będzie wracać do kraju 🙂
    Podoba nam się fakt, że wszystko jest właściwie pod ręką ale jednak ten smog :/ Teraz szczególnie jest to temat na topie i panikujemy kiedy u nas smog przekracza normę, a gdzie dopiero w Chinach.
    Załatw nam pracę fizjoterapeuty to pakujemy manele i Pandy wracają do domu! 😀

  2. blogierka mówi

    No proszę! A nadal uczysz w CHinach,czy coś się zmieniło od czasów tego wpisu?

    1. Daria mówi

      Nadal mieszkam w Chinach i uczę, ale nie angielskiego tylko jogi po chińsku 🙂

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.