Zupełnie bez planu – Tajlandia

Zawsze denerwują mnie pytania na przykład na rozmowach kwalifikacyjnych bądź od nowo poznanych osób: gdzie widzisz siebie za 5 lat? Cholera wie. Może w kinie w Lublinie. Jak byłam młodsza dużo planowałam, wydawało mi się wtedy całkiem normalne, że skończę studia, wyjdę za mąż i w ogóle będzie pięknie i przaśnie. Gdy podrosłam stwierdziłam, że pff to chyba nie dla mnie i choć jestem bardzo ogarnięta, ciągle mam w sobie pierwiastek damskiej wersji Piotrusia Pana.

Gdy już tak wspominam planowanie to… miałam jechać podczas Złotego Tygodnia w Chinach na zachód Sichuanu do terenów tybetańskich. Jednego dnia załatwiłam transport, a drugiego dnia w uszach brzęczała mi Sylwia Grzeszczak ,,kiedy znajdziemy się na zakręcie”. Szlag mnie trafił i myślałam, że rozgromię wszystko w zasięgu 100 kilometrów. Pamiętam jak się rano obudziłam. Totalnie wkurzona, rzucając błyskawicami na lewo i prawo, pierwsze co zrobiłam odwołałam wszystkie bilety lotnicze swoje i patafiana, który zwał się moim przyjacielem,a zawiódł moje zaufanie. Koniec wycieczki. Zaświeciła mi się lampka w głowie.  Napisałam do Sandry z Travels Like Waves ,,wiesz co, planuje się wybrać się na Phuket”. Trzy minuty później oznajmiłam, że jednak nie planuję tylko jadę, bo już kupiłam bilet, a na twarzy wymalowało mi się: “pier…się wszyscy, zadzieram kiecę i lecę.”

Spakowałam się dwie godziny przed lotem

Upewniłam się, że na pewno mam dwa komplety bikini, jakieś leki, jakieś karty i gotówkę, aparat, jakieś letnie rzeczy i byłam jak lala malowana. Dobrze wycelowałam czasowo, bo w pracy dali mi tylko 5 dni wolnego. Lot miałam w nocy w obie strony, więc nie traciłam dnia. Sandra doradziła mi gdzie się, mogę zatrzymać, żeby było blisko plaży i nie otaczał mnie tryliard chińskich turystów. Zabookowałam apartament na 5 nocy. Tanio. Czysto. Ulalala. W to mi graj. Wybrałam mega oddaloną plażę, południe wyspy Pukhet Nai Harn. Po przylocie uśmiechałam się od ucha do ucha, bo okazało się, że instrukcja obsługi Tajlandii jest prosta, ludzie są mili i choć jest to kraj Azji Południowo – Wschodniej, jest dużo bardziej rozgarnięty i cywilizowany niż Wietnam czy Kambodża. Jedyne co mi się rzucało w oczy to kable od napięcia wszędzie zwisające, ogromna ilość skuterów, wąskie drogi i brak chodników. Po zimnych Chinach okulary zaczęły parować mi w mgnieniu oka na powietrzu, co było z początku drażniące. Potem przestałam zwracać uwagę.

Nai Harn – morza szum ptaków śpiew….

…. dzika plaża pośród drzew.  Rano gdy zorganizowałam sobie śniadanko, pobiegłam kupić filtry 70 na skórę, bo oczywiście jestem naturalnie biała jakbym się w wapnie kąpała. Zadowolona, wysmarowałam się, podreptałam na plażę. I była bajecznie pusta. Świeciło słońce, woda ciepła, lazurowa, a ja wreszcie poczułam jak usta układają mi się w ogromny banan.Pogratulowałam sobie pomysłu przyjazdu, chociaż kosztowało mnie to miliony monet. Warto było. Jak już stopniowo zaczęli ludzie się schodzić to wszyscy wydawali mi się piękni. Mnóstwo białych z Zachodu. Wysocy, dobrze zbudowani, uśmiechnięci, opaleni. A nie małe, chude, nieapetyczne pierdu pierdu jak to widzę w Chinach z reguły. Następnie udało mi się fenomenalnie spalić plecy i zrobiłam się w ciapki jak krowa milka. Potem odkryłam, że Tajlandia ma bardzo dużo fajnego, zdrowego żarcia. Wpierniczałam co mi w łapy wpadło. Wszystko eco i ogranic. A pyszczek sączył sobie co chwila świeżą wodę kokosową. I zleciał mi cały dzień na nuceniu pod nosem “chciałam to mam high life” i smarowaniu się aloesem z pantenolem.

Wieczorem jak zwykle bez planu

Napisała do mnie Sandra. Że pada na ryj, bo miała do późna wycieczkę. Sandra mieszka na Pukhet już jakieś 3 lata, jest mobilnym kamikadze, który popierdziela skuterem i samochodem po wyspie jak w filmie wszyscy i wściekli. W międzyczasie pracuje jako przewodnik, oprowadza polskie wycieczki po wyspie i nurkuje. Full serwis. Mnie też przypadło w udziale nurkowanie razem z nią. Zarejestrowała mnie, napisała co zabrać, napomknęła, że w sumie myśli “dupą a nie głowa” i żebym wzięła ze sobą rzeczy pierwszej potrzeby, to po wszystkim pójdziemy na szamę i zostanę u niej na noc. No to ja, że spoko. Rano podjechał po mnie Taj. Wybrzdąkał moje imię i zabrał mnie do portu. Tam czekała Sandra. A ja potem razem z Sandrą na resztę wycieczki.

Jak glisty po deszczu

Wyłonili się Chińczycy. Zewsząd. Okazało się, że będą z nami na łodzi. Czyli tylko jakieś 50 osób łącznie. No brawo. Ale łódź duża i wypasiona jak owca na łące, więc wszyscy się mieliśmy zmieścić bez problemu. Tak też było. Przyszło do szkolenia jak nurkować. Siedzi sobie takich 20 chińskich ancymonów oraz Brytol instruktor nurkowania, który im tam tłumaczy co mają robić, a czego nie. Wszyscy patrzą się na niego jak sroka w gnat, a za każdym razem, gdy pytał ,,is that ok?” wszyscy chórem “ok, ok”. Po czym ja nie mogąc powstrzymać swojej niewyparzonej buźki rąbnęłam po chińsku “rozumiecie co on do was gada w ogóle?”, a oni, że nie. To ja w śmiech, a potem Sandra mnie zabrała na moje szkolenie nurkowe.

Mój pierwszy raz

Nie taki był straszny! Zapisałam się na to nurkowanie, bo raz się żyje, a dwa że chciałam spróbować czegoś nowego. Sandra mi wszystko wytłumaczyła, ubrałam się, założyłam płetwy, maskę i kurna pomyślałam: “jestę “nurkiem. Sandra poćwiczyła ze mną podstawowe rzeczy w wodzie typu:  co zrobić jak się woda wlewa do maski albo wyleci Ci ustnik od powietrza itp. Gładko poszło. Można było schodzić w dół. Jedynym mankamentem schodzenia w dół były zatykające się uszy i ból, z którym stopniowo trzeba było sobie poradzić. Potem przyzwyczaić się do oddychania i mogłam podziwiać życie podwodne, które było piękne. Kolorowe rybki, jeżowce, krewetki, rafy, nawet skuter się znalazł na dnie. Po skończonym nurkowaniu Sandra próbowała we mnie obudzić powołanie nurkowe, mówiąc, że bardzo zgrabnie mi to wyszło i widać, że ćwiczę jogę, bo prawie powietrza nie zużyłam. Połechtała moje ego, a ja poczułam się jak ważne figo fago.  Potem Sandra rzuciła, że w sumie Chińczycy to jedyny taki naród, który mając okulary, maskę z powietrzem, kamizelkę, trzymając się liny może się utopić. Na przykład myślisz, że on patrzy w dół i ogląda gupiki, a tak naprawdę od pół godziny nie żyje. Oj tam oj tam. Jeden mniej, naród nie zbiednieje.

I tak zleciał cały dzień. Jadłam, opalałam się, pływałam,patrzyłam jak inni sobie radzą na snorkeling, śmiałam się i cieszyłam jak głupi do sera.

Zupełnie bez planu

Jak pisałam na początku, hotel zabookowałam na 5 nocy. Spędziłam w nim raptem jedną. Z wycieczek miałam zafundować sobie tylko nurkowanie, a potem grzecznie siedzieć na plaży, patrzeć w niebo i nic nie robić. Nic z tych rzeczy. O tym w jaki sposób życie potrafi zaskoczyć, rozpieścić i jak warto zaufać instynktom oraz brać to, co rzuca nam los w łapy – w następnym odcinku.

Zobacz, gdzie jeszcze Cię mogę zabrać:

Podobne Wpisy

Skomentuj

Adres e-mail nie zostanie upubliczniony.